Dziś mija miesiąc pobytu u nas Momuńcia i postanowiłam podzielić się tą wiadomością . Stało się to inspiracja do założenia tego bloga chociaż kocich blogów jest już multum. Liczę na zainteresowanie Kociarzy i innych Zwierzolubnych, a naczytałam się już o nich sporo. Od jakiegoś czasu odwiedzam blogi : Anki Wrocławianki, Za Moimi Drzwiami (fantastyczny),Tawernę Koci Pazur Baldricka (zajefajny) i Kurę Domową z Kotem w tle (ciekawy i ciepły). Będzie to blog o moich ukochanych Kotach tych co są i tych co odeszły. Dla pamięci o nieodżałowanych Salemie i Pascalu (kocie uczłowieczonym). W sierpniowy poranek tego roku błądziło po mojej głowie miaukanie małego kotka,przebudzona skoro świt stwierdziłam że to tylko senne majaki. Za chwilę wisiałam w oknie,to nie sen, cholera znowu na mnie padło. Na przed blokowym parkingu pałętał się około 2-3 miesięczny kotek czarny jak smoła, żałośnie nawoływał mamę która za chwile przemknęła obok. Ona szukała żarcia,a malutek czekał pod samochodem,bał się mnie. Wystawiłam miseczki z wodą i jedzonkiem za ogrodzeniem zamkniętego parkingu zaraz za przydomowym bo koty tam poszły. Wróciłam do domu z kłębowiskiem myśli co teraz? czy małych jest więcej? jak one tu przeżyją ?blisko ruchliwej ulicy,co prawda są też roślinne chaszcze i zakamary ale co z tego. Z góry obserwowałam okolicę,po zamkniętym parkingu co rusz przebiegały koty zwłaszcza wieczorem ale maluchów tu nie było jak 10lat tu mieszkam i w ogóle dzikich nie było od dawna,bywały te wypuszczane przez właścicieli samopas. Znowu mam misję pomyślałam chociaż czas nie sprzyja w sensie innych problemów w tym finansowych. Kobieta Kot wkracza do akcji. O 1 w nocy wyszłam z Dzieckiem na poszukiwanie kociej rodzinki, pojawiły się szybko mamusia ochrzczona od razu Neko i 2 maluszki wspomniany czarny dostał imię Kuro i łaciatek Momo. Zjadły, posłuchały naszego ciumkania i zwiały. Tak upłynęło wiele nocy i wieczorów tego lata, maluchy były zdziczałe,nie było mowy o ich złapaniu do rąk, później okazało się że dzieciaczki są aż 4, jeszcze jeden czarny Saj ( zginał pod kołami;(, i szary Ruki (też gdzieś przepadł),pojawił się tez większy młodzian Ao i parę innych dużych kotów chętnych na michę (Golem, Kaszluś..) Dokarmiam tą bandę codziennie ale z maluchami trzeba było coś zrobić,pomyślałam o mamie która ma tylko jednego,no i o sobie chociaż w domu stary Bazyli (z PNN) a sytuacja jak pisałam niekorzystna,no i miałam trochę dłużej odpocząć po śmierci Salema i Pascala,co robić,co robić? Przez jakiś miesiąc nie widziałam maluchów,martwiłam się że przepadły na amen. Okazało się że jedna dobra Pani też od dłuższego czasu dokarmia te koty w drugiej części parkingu.w końcu ją zaczepiłam i połączyłyśmy siły. Ona załatwiła klatkę łapkę i było jej o tyle łatwiej że ma miejsce na tym parkingu więc na terenie ma większe pole manewru bo kociska są bliżej. I tym sposobem w wielkich nerwach capnęłyśmy dzikuska Momo w niedzielny wieczór 27.10.2013,złapał się błyskawicznie ale bardzo był zestresowany. Wtaszczyłyśmy ciężką jak diabli klatkę z kotem na 4 piętro,przygotowany pokój izolatka już czekał,delikwent zaszył się za komodą(jedynym meblem) i powarkiwał,dostał kolację, kuwetę i zostawiony został w spokoju. Po kilku dniach przyszedł do domu Pan Doktor na oględziny i odrobaczenie i wyszedł poharatany mimo że Momuś dostał głupiego jasia.a no i doktor stwierdził że to chłopczyk bo wcześniej pełć była niewiadomą ale imię pasuje do obu. po 2 tyg pojechaliśmy już do lecznicy, Momcio charczał na mnie, gryzł z całej mocy i drapał ale w rękawicach udało się go spacyfikować bez obrażeń.W lecznicy o dziwo był grzeczny. I zaczęliśmy zapoznawanie kocurów,Baziu nadal syczy na przybłędę a mały tak bardzo chce się z nim bawić. Mnie też udało się w ostatnich dniach go pogłaskać a nawet wyczesać więc powinno być dobrze.Mam też teorię, że Momo jest wcieleniem Salusia,podobnie wygląda i też ma gryzący charakterek.Jest jeszcze dość nerwowy i ucieka gdy ktoś nagle koło niego przejdzie itp,potrzeba czasu. Mam też nadzieję że Baziu pokocha nowego kompana bo po odejściu za TM starych towarzyszy był bardzo samotny...w następnych postach napiszę co się stało z Kuro oraz opiszę historie moich staruszków i inne.
Dzień pierwszy wielkie przerażenie, brudny,głodny i skaleczony nosek.
dzień 2 (poharatany nosiu)
Dziś :)
buźkę ma sympatyczną, może te gryzienie to tylko w strachu i stresie?
OdpowiedzUsuńWitaj!!!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie pierwszych gości,bardzo nam miło że nas odwiedziłyście :)
OdpowiedzUsuńJakże świetnie, że dołączyłaś do kociolubnego blogowego świata:) Życzę wytrwałości w prowadzeniu bloga i mnóstwa czytelników. Ja sam, nie spodziewałem się, że będę prowadził swoją "Tawernę" tak długo (to już dwa lata), ale dzięki blogowi nawiązało się tyle sympatycznych kontaktów, że można śmiało powiedzieć "blogowa kociosfera" to świetna rzecz. Pozdrowienia od moich M&M'sów - Mefisto i Morfeusza.
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie Przemku i Twoje wspaniałe Kocury na moim blogu ;) oczywiście do Was też zaglądam.
OdpowiedzUsuńJuż dodaję Cię do moich linków, aby więcej osób mogło przeczytać tę historię. Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie i wielkie dzięki,a ja czytam(od kilku dni) Twojego bloga od deski do deski ;)
OdpowiedzUsuń