czwartek, 6 marca 2014

Epitafium dla Pascala.


 
*ok 20.08.1996  + 6.03.2012    tu ^ kilka dni przed śmiercią




To bardzo smutna druga rocznica odejścia za Tęczowy Most ukochanego mojego Kota uczłowieczonego Pascala. Jeszcze nie mogę spokojne Go wspominać i nie wiem czy kiedykolwiek minie ten ból. Będę pisać ten post po kawałku bo nie dam rady naraz. Historia Pascala zaczyna się w pażdierniku 1996 roku w małym miasteczku. Mieszkałam tam z moim wtedy mężem w małym bloku na parterze. Dzięki takiej lokalizacji mieszkania odwiedzała mnie  horda dzikich kocisk,no i dostawali michę i budkę do spania na balkonie,całe lata. Mieszkał już też z nami Salem młody kocur (od 1 czerwca 1996),podrzutek,również za TM,opowieść o nim innym razem. Bura kocica przychodząca do bufetu pewnego razu przyprowadziła dwa malutkie buraski (o sterylizacji dzikich wtedy nikt nie myślał,to znaczy ja myślał ;)ale trudne to było do wykonania),były jeszcze niezdarne żeby wskoczyć na balkon więc ona znosiła im w pyszczku jedzenie. Po kilkunastu dniach okazało się że przychodzi tylko z jednym, bardzo mnie to zaniepokoiło. Na dniach mój mąż wyglądając przez okno usłyszał stłumione ale wyrażne miauczenie,wyszliśmy przed blok,trudno było ustalić skąd dochodzi głos. W końcu dotarliśmy,dwie klatki dalej (domofonów wtedy nie było) w piwnicy pod schodami zawodził malutki burasek,,,,przepraszam muszę się teraz wypłakać.......Ten post będzie bardzo spontaniczny, emocjonalny,może przydługi. Dzień 28 pażdziernik 1996, maluch miał około 2 miesiące był wystraszony i chudziutki ale zdrowy. Nie bronił się wzięłam go na ręce i do domu. Zjadł i od razu udaliśmy się do weta na pierwsze oględziny,lecznica była kilka ulic dalej w osiedlu willowym. Kociątko zostało zbadane,odrobaczone i doktor stwierdził że to koteczka. Ochrzciliśmy ją Maja. Na początku myśleliśmy że znajdziemy jej domek bo my mamy już kocura i nie planowaliśmy więcej. wtedy własna firma pochłaniała nam sporo czasu. Maja zamieszkała w kuchni na czas kwarantanny,zrobiliśmy jej tam "kurnik" czyli kącik oddzielony płytami z dykty gdzie była kuwetka (z której kociątko od razu bezbłędnie korzystało),miseczki, posłanko.była to też ochrona przed Salusiem który już był sporym kocurem i mógł zrobić maleńtasowi krzywdę. Ja zawsze jakoś wolałam kocury no więc myślałam że może kiedyś jeszcze jakiegoś wezmę a Mai znajdziemy nowych opiekunów.......... Jednak okazało się że kocie dziecko jest urocze i bardzo ufne. Przy drugiej wizycie po 2 tygodniach Doktor przyznał się do błędu i tak "narodził" się Pascal Majewicz :) zwany Pipim. Oczywiście nawet jakby był koteczką to zostałby z nami :) bo ja absolutnie nie nadaję się na dom tymczasowy,po kilku dniach jestem ugotowana. Czekam teraz aż Brat zeskanuje mi zdjęcia z malutkim Pascalikiem bo z tamtego czasu mam tylko papierowe i oczywiście zostaną tu zamieszczone. Bardzo trudno pisać to wspomnienie, po prostu na nowo mnie rozwala :((.



                                           kilka dni po przybyciu do nas :)


                                          troszkę  urosłem i już czytam ..
                                         
                                         

                                                      lata dorosłej świetności :)
       
                                                   Pascal na szczycie a piętro niżej Salem

                                                                                                                                                           Pascal od samego początku był bardzo łagodnym drapieżnikiem, lubił nawet moją wegetariańską dietę, nigdy nikogo specjalnie nie ugryzł ani nie podrapał. Podawał łapkę na "cześć" i uwielbiał się przytulać, rozumiał więcej niż wszystkie zwierzęta które w życiu poznałam. Towarzyszył mi przy wszelkich czynnościach, a to sprawdzał temperaturę wody w mojej kąpieli," pomagał" przy ścieleniu łóżek to była jego ulubiona zabawa którą często sam inicjował. Witał czule wszystkich gości, ładował się im na kolana i dotykał łapkami. Nawet tych którzy za zwierzakami nie przepadają jakby chciał im coś pokazać ;). Dla swoich kocich "braci" też był miły i wyrozumiały. Przeszedł kilka chorób w młodości i męczące leczenie ale zawsze poddawał się mu bez protestów. Kąpiele też były dla niego całkiem znośne. Uwielbiał zielone oliwki, czipsy, babkę drożdżową i biszkopty, herbatę z mlekiem, spagetti nawet doprawione czosnkiem i chili, seler,kiełki rzodkiewki,zupę pomidorową i inne. oczywiście nie dostawał tych potraw często ani w dużych ilościach żeby mu nie zaszkodziło ale potrafił się uporczywie domagać lub częstował się sam ;) Rozmawiał wieloma "Językami" osobny miał dla ludzi, niezwykle bogaty repertuar dżwięków. Spał ze mną na kanapie zawsze od strony oparcia i nie wpuszczał żadnego z braci na to miejsce, był o mnie zazdrosny. wchodził do mnie pod prysznic gdy już zakręciłam wodę i tak sobie siedzieliśmy w ręcznikach w ciepło parującym miejscu........


                                          tu już bardzo chory :(
                             



tu też,porażenie lewej przedniej łapki


I tak żyliśmy szczęśliwie ponad 15 lat, były różne życiowe zawieruchy, przeprowadzki ale zawsze wspieraliśmy się. Wszystkie Koty traktowałam jednakowo ale P. kochałam i kocham najmocniej. Ten kot miał podobną do ludzkiej Duszę która wyzierała z jego wielkich mądrych oczu. Najpierw odszedł Salem (PNN, w ciągu miesiąca) trudny pacjent i buntownik. Wtedy od razu przebadałam Pascala i Bazia, niestety okrutny wyrok padł także na P. Na oko wydawał się zdrowy ale wyniki krwi były złe. Oczywiście do dziś ciosam sobie kołki na głowie że nikt mi wcześniej nie mówił o konieczności badań profilaktycznych u starszych kotów, eh. za mało wiedziałam o chorobach nerek tak częstych u kocurów. Stosowaliśmy intensywne leczenie, badania w renomowanej klinice, najnowszy lek, homeopatyczne preparaty sprowadzone z Anglii, bioterapia ale najwyrażniej był pilnie potrzebny u Św. Franciszka :(  Znosił bez protestów codzienne kroplówki w domu, zastrzyki, jadł chętnie dietę renal , łykał wielkie kapsuły i gorzkawe zawiesiny, znosił bolesne badania, chciał żyć dla mnie. Żył jeszcze 4 miesiące od diagnozy, stopniowo słabł, tracił apetyt, wymiotował. pod koniec prawie nie spałam,pilnowałam czy jeszcze żyje, karmiłam go strzykawką kleikiem ryżowym i zupkami dla dzieci. Sytuacja stawała się beznadziejna, długo nie mogłam podjąć decyzji o eutanazji ale gdy cierpienia były już zbyt dotkliwe wezwałam doktora do domu....


Tu  leżymy  sobie ostatni  raz  na  naszej  kanapie, tylko Pascal  śpi  już  snem  żelaznym, twardym, nie przespanym .


 ............................................................................................................................

Spoczął na cmentarzyku, obok Salemka [*].



35 komentarzy:

  1. Kochana, tak mi przykro, że masz takei wspomnienia. Wiem jak to boli, nie wiem jak cię wesprzeć... To już przeszłość, to już było - to jedyne pocieszenie. :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. to był (jest gdzieś tam nadal) Kot wyjątkowy. zawsze ryczę jak o Nim pomyślę nawet w miejscach publicznych. Do wieczora postaram się dokończyć post to zapraszam ponownie na zapoznanie się z całą historią mojego najwierniejszego druha.

      Usuń
    2. jak one wchodzą i wrastają nam w serca...

      Usuń
  2. Oj, przytulamy Cię mocno...
    Z przyjemnością poznam całą historię. Trzymaj się, tak niewiele można zrobić w takiej sytuacji..

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem. I na pewno jeszcze zajrzę. A ten ból nie mija nigdy; staje się przytłumiony, nie tak ostry, ale trwa, dopóki pamiętasz. Z czasem na wspomnienie przyjaciela przestajesz płakać i zaczynasz się uśmiechać i ten twój ból staje się słodki, ale wciąż trwa. Ale chyba nie chciałabyś zapomnieć - bo to jest właśnie cena za zniknięcie bólu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za obecność, pamięć musi pozostać na zawsze nawet boląca,trudno.

      Usuń
  4. Anais, popłakuję z Tobą...
    Tak trudno się żegnać z naszymi skarbami.
    Zajrzę jeszcze, żeby doczytać. I pewnie dopłakać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdeczne dzięki, najgorsze jest to że koty nawet stare i chore nadal pięknie wyglądają, w ogóle to masakra.

      Usuń
    2. I ja doczytałam. I dopłakałam, zarazem przypominając sobie odejścia moich kotków...

      Usuń
  5. Przyszłam od Anki Wrocławianki, mam dwa koty, ale też 17 - letnią jamniczkę, czytałam ze łzami w oczach bo powoli przygotowujemy się .........Bardzo cie rozumiem. Agnieszka z Lublina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, dziękuję że jesteś i trzymajcie się.

      Usuń
    2. Doczytałam do końca i same łzy mi leciały z oczu.... A z L

      Usuń
  6. Witaj, dołączam linka na moim blogu a Ciebie cieplutko pozdrawiam.
    Bo te stworzenia są bardziej człowiecze niż niejeden człowiek. Wiesz przyznam się do czegoś o czym z mężem czasem rozmawiamy. Nasz kotek czasami tak jest podobny do naszego wilczura no nie śmiej się, :) do wilczura powiadam, :)) że myślimy że to jego jakaś cząstka jest. Odszedł nasz 16 letni wilczur więcej niż bardzo kochany, trzy lata temu i zanim kotuś do nas przyszedł miałam sen że przyprowadzam z powrotem naszego wilczurka. :) To jest taka mała rozrabiaka kochana. :) I podobny do Twojego Momo :)
    Bardzo tęsknimy za naszymi przyjaciółmi i tak być musi i nic więcej nie dodam ciepło pozdrawiam i dobrej nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za obecność, to tak jek pisze Franciszek Klimek że "wracają w innym futerku" .

      Usuń
  7. Też jestem, też przyszłam od Anki. Wiem, o czym piszesz. Ciężko się czyta. Trzy razy żegnałam się z moimi cudami. Zostają w sercu, w którym każdy ma swoje miejsce na zawsze. Okropne jest to, że One żyją tak krótko . On wiedział, że go bardzo kochałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki że jesteś, tak i kocham nadal, tego faktu śmierć nie zmienia niestety.

      Usuń
  8. Może kiedyś też będę miała kota.Teraz mam Owczarkę niemiecką.Trudne są takie rozstania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trudne, ciężki mam dziś dzień wspomnień a za razem cieszę się że tyle ludzi poznało już dziś historię mojego pupilka.

      Usuń
  9. Miała Pani ogromne szczęście cieszyć się nim długie lata i ile by nie był to zawsze będzie wydawało, że to za mało. W grudniu ubiegłego roku straciłam ukochaną Lunę, odeszła tak szybko jak żyła w ciągu trzech dni to była białaczka. Czas leczy rany, ale te nasze pozostaną świeże, pozdrawiam Agnieszka Marczuk

    OdpowiedzUsuń
  10. Mimo bólu rozstania, zwierzęta dają nam ocean miłości w ciągu swego króciutkiego życia. Nigdy i nikt nie da nam tak bezwarunkowej miłości i przywiązania, oddają wszystko nie oczekując niczego w zamian. Może dlatego to tak bardzo boli?Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Dokładnie tak jest, dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mój 17-letni jamnik też za TM, już 3 lata temu a ja dalej bez płaczu nie umiem o nim mówić. Nie chciałam zwierzęcia bo bałam się bólu. Teraz mam dwa cudowne koty i wiem, że zwierzęta nas wzbogacają, nas i nasze człowieczeństwo. Ból po stracie jest nieodłącznym towarzyszem ludzi którzy kochają. Ale jak nie kochać? Współczuję ci bardzo, ale jak tu już wcześniej było powiedziane, ten ból jest naszym wspomnieniem, z czasem ból prawie zanika, wspomnienie zostaje.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak jest, dzięki za przybycie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo współczuję straty przyjaciela :(( To był cudowny kot <3
    Ja mam niestety wiele takich pożegnań na koncie i niedawno pisząc o tym na blogu spać po nocach nie mogłam i wylałam morze łez , tak to boli do dziś :(
    Dzięki że do nas wpadłaś ...
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja również dziękuję że jesteś, przeczytałam Twoje historie i bardzo mnie poruszyły, te łzy oczyszczają, nie można ich zatrzymywać.

    OdpowiedzUsuń
  16. rozumiem Twój ból.
    nasi koci Przyjaciele tak głęboko wrastają nam w serce.. a potem odchodzą..
    mam w pamięci ostatnie chwile wszystkich moich kocich dzieci. to bolesna pamięć, ale jestem szczęśliwa, że mogłam im towarzyszyć do końca. nie wyobrażam sobie, że mogłoby mnie przy nich w tej ostatniej chwili zabraknąć. lata mijają.. od pożegnania z moją pierwszą kocóreczką minęło prawie 30 lat, od ostatniego 5.. ból trwa mimo ich upływu.
    ale też ciągle, niezmiennie czuję ich miłość, przywiązanie, zaufanie. i ogromną radość ze wszystkich przeżytych razem dni, również tych trudnych, wypełnionych walką z chorobami.
    nawet kiedy piszę te słowa najpierw się poryczałam, a teraz uśmiecham się, bo one wszystkie, te nasze kocie dzieci, są z nami na zawsze. w naszych sercach :)
    serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Wreszcie przeczytałem w całości i spokoju Twoje pisane na raty epitafium. Łączę się z Tobą w smutku jako, że doskonale wiem i rozumiem to co przeszliście. Mojego Baldricka nie znałem tak długo jak Ty swojego Pascala a do dziś nie mogę przeboleć i zapomnieć jak zabrała go ta podstępna i okrutna choroba. Wpis Koci zabójca - Przewlekła niewydolność nerek" jest najpopularniejszym wpisem na moim blogu. Jakże smutna to popularność skoro tak wielu opiekunów zwierząt szuka informacji o tej chorobie i tak wiele kotów na nią cierpi i umiera. To jedna wielka ściana płaczu za sprawą której przeżywam śmierć Baldricka wciąż na nowo. Może ktoś powiedzieć, że to tylko koty ale mówiąc tak, nigdy nie pojmie jaka piękna więź istnieje między nami i jaka pustka zostaje po ich odejściu. A i przyjdzie się z tym zmierzyć jeszcze nie raz bo większość z nas opiekuje się również innymi zwierzakami... nowymi lub takimi, które powróciły do nas zza tęczowego mostu, tyle że w innym futerku. Dbajmy o te, które są wśród nas, dbajmy jak najlepiej, by nigdy nie musieć sobie wyrzucać zaniedbania, braku czułości, uwagi, odpowiedzialności gdy jest za późno. Pozdrawiam. Przemek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Przemku że nas odwiedziłeś i wsparłeś tym wpisem.

      Usuń
  18. No to sie pobeczałam ......
    Jeszcze kilka lat temu taka miłość do zwierzaków wydawała mi się tylko gadaniem dziwaków z kotami.
    Teraz mam dwa koteczki i kocham je ogromnie, potrafia skraść nasze serca. Są wspaniałym prezentem od losu ....
    Mysle ze strasznie ale to strasznie trudno bedzie mi sie z nimi rozstać.
    Rozumiem Cie ... kotek był z Wami kilkanascie lat ... to po prostu członek rodziny ...
    Trzymaj się i pielegnuj wspaniałe wspomnienia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za odwiedziny i wpis. Tak często niektórym się wydaje że to przesada tak bliski związek ze zwierzakiem ale oni nic nie rozumieją. Te rozstania są bardzo ciężkie. Życzę Wam długiego i szczęśliwego bycia razem.

      Usuń
  19. Aż się popłakałam :( To jest piękne, móc tyle przeżyć, mieć takiego przyjaciela. Ale rozstania są trudne, nawet nie chce wyobrażać sobie tego w przyszłości :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Miło że nas odwiedziłaś i przeczytałaś o Pascalu. Tak trudno patrzeć jak przyjaciel cierpi i odchodzi, dlatego trzeba się cieszyć każdym wspólnym dniem i dbać o zdrowie, dobre odżywianie i profilaktyczne badania naszych Pupilków.

    OdpowiedzUsuń

Kontakt e-mail

anaisvanshadow@gmail.com