czwartek, 9 kwietnia 2015

Tydzień...

To już tydzień jak Baziu nas opuścił. Smutek niestety jeszcze długo pozostanie. Kocia młodzież też jeszcze nie wróciła do normalnego porządku. Shimunia całkiem gładko przeszła zabieg, gania już coraz dłużej bez kaftanika, we wtorek mamy kontrolną wizytę i ściągnięcie szwów, pobierzemy tez ponownie krew na glukozę i fruktozaminę. Chcę dziś Bazia powspominać i pewnie jeszcze nieraz.
Bazyli bardzo zyskał przez ostatnie kilka lat, uczłowieczył się i stał wielkim przytulakiem. Spaliśmy od długiego czasu razem, On zawsze walił się na mnie plecami i kokosił, wcześniej robił tak Salemowi i Pascalowi. Miał manię żeby zawsze być od strony fejsa więc jak się przewracałam na drugi bok to też przechodził od razu na drugą stronę. Patrzył mi poważnie w oczy i z namaszczeniem całował przejeżdżając górnym pozostałym kłem na całą długość swojej paszczy po moim nosie i policzku. Pocałunki te były niezwykle soczyste :), wycierałam się ukradkiem żeby nie zrobić mu przykrości. U Weta zawsze będąc na stole ewakuował się do mnie na rączki i trzymał się mojego ramienia jak koala eukaliptusa. Wiedział że nie pozwolę mu zrobić krzywdy. Doktora czasem dziabnął, drapnął lub chociaż osyczał. Do końca lubił oznaczyć to i owo ale już z mniejszą częstotliwością. Polubił Momunia dość szybko ale Kuro i Shimi do końca działali mu na nerwy. Łączyła nas wyjątkowa więź tak jak i z Pascalem. Brakuje go i żal serce ściska. Jego fotel z poduszką i misiem stoi nie ruszony, poduszka na parapecie też, żaden Kot się tam nie kładzie. Z ulubionych psikusów Bazia poza podlewaniem, było ściaganie ciepłego prania z kaloryferów i kładzenie się na nim, podkradanie żarcia z garów, np całego udka kurczaka. Potrafił powiedzieć że nie ma ochoty na suchą karmę tylko na puszkę oraz jak bardzo za mną tęsknił gdy mnie nie było.
Wierzę że znowu spotkam tą wspaniałą Istotę gdy nadejdzie właściwy czas.








                                            mały  Baziu początek, 1997 rok,


                                                po przeprowadzce 2004 rok


                                                            ostatnie kilka lat



















                           
ostatni miesiąc           










                                                         
                                                             przed ostatni dzień

                                                                     ostatni dzień :(




                                       czekaliśmy na Doktora, w tym miejscu odszedł



                                              odszedł uśmiechnięty za Tęczowy Most





6 komentarzy:

  1. Dobrze, ze piszesz o Baziu, bo nie tylko nam go przyblizysz, ale tez sama pomagasz sobie przerobic smutek i zalobe po przyjacielu. To wazne.
    Wykazalas bezmiar milosci, pozwalajac mu godnie odejsc...
    Trzymaj sie! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak muszę to przetrawić i odżałować. Chciałam żeby odszedł sam ale nie można pozwolić na długotrwałe cierpienie, trzeba podjąć tą ciężką decyzję. Dzięki i ściskam :*

      Usuń
  2. "wycierałam się ukradkiem żeby nie zrobić mu przykrości" - jakie to piękne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te Stworzenia to wrażliwce a Baziu miał swoje humorki z którymi trzeba było się liczyć. Zresztą te całuski były cudowne i bardzo już mi ich brakuje.

      Usuń
  3. Fotelik po Rudzisiu nadal stoi pusty, a poduszki z Rudzisiowym wąsem miesiącami nie miałam siły odkurzyc:(
    Przytulamy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Czytałam już o Waszym Rudzisiu. Smutne to historie. Fotela też prędko nie ruszymy.

      Usuń

Kontakt e-mail

anaisvanshadow@gmail.com