I tak gdy zabłysła dzisiejsza jutrzenka czekałam z moimi kotangensami na brata który miał nas powieźć do weta. Czekając z transporterami na rogu przy domu coś nagle z tyłu na mnie chlusnęło już miałam wrzasnąć kto bezmyślnie leje coś przez okno jak skapnęłam się że to łajno jakiegoś ptasiego mutanta. Zielono białe obfite g.... zalało mi kurtkę na plecach,trochę buta i torbę z Bazylem. Nie było już czasu wracać do domu otarłam z grubsza bryzg i wsiadłam do samochodu . U weta był mały poślizg czasowy jak zwykle, Momo siedział struchlały odkąd wpakowałam go do transportera a Baziu natomiast od początku dziś się awanturował (jeszcze w domu) a nawet sam otworzył zamek w swej torbie i się uwolnił, spakowałam go ponownie i spięłam zamki małą kłódką. W gabinecie pierwszy badany był Senior a Junior obserwował to ze swej klatki. Bazyli lat 17, waga 3,40kg, serce w porządku, uszy profesjonalnie doczyszczono, paszcza ok, zębów kilka na krzyż (reszta dawno usunięta). tabletka na odrobaczenie weszła a teraz kolej na pobranie krwi...łapka ogolona, Baziu ją wyrywa, Doktor wbija igłę a Baziu pozostałe kły w mój lewy nadgarstek na co asystentka łapie go za kark a on drap doktorka tylną łapą...drugie podejście się powiodło ale staruszek był wkurzony, coś nie miał dziś humoru. Oczywiście w między czasie jak zwykle próbuje się wdrapać do mnie na rączki haratając boleśnie ramię. No wreszcie idzie do torby. Na drugi ogień Momo ten grzeczny jak trusia, wiek 1 roczek, waga 3.60kg, serce ok,brzuszek obwisły ok, na łapce stara (z dzikich czasów) blizna którą trzeba smarować maścią, jeszcze tableta na robale i ponowne szczepienie. Chwilę czekaliśmy na wyniki Bazyla, na szczęście okazały się całkiem dobre. Morfologia super, fosfor 3,3 (norma) Kreatynina 2.1 (norma do 1.8) Mocznik 80 (norma do70) Jak na ten wiek i PNN od 2 lat to bardzo dobre bo miał już gorsze. Nadal żadnych leków,tylko dieta renal i kroplówka podskórna raz w tygodniu jak dotychczas. Kupiliśmy jeszcze wędkę z wielką szarą myszą i dwie małe myszki do zabawy. A w drodze powrotnej pojechaliśmy odwiedzić Dandiego i Sumiko :)
Niestety gospodarze olali gości, Sumisia siedziała zadekowana w wersalce, Dandys przemykał od czasu do czasu sycząc na nas. Momo od razu zaszył się pod wersalką by po niejakiej chwili wejść do środka i tam spotkać się z Sumiko i o dziwo jakieś 2 godziny cichutko tam sobie siedzieli a potem otworzyliśmy wyro i każde ukryło się gdzie indziej. Momo nadal pod łóżkiem a panna S. w drugim pokoju na szczęście trzeci był zamknięty. Najlepiej czuł się Bazyli nic sobie nie robiąc z młodzieży, zjadł trochę szynki (wyjątkowo) obszedł całe mieszkanie i rozwalił się na kanapie.(już kiedyś tam był ale dawno). Zdjęcia Sumisi są z ostatnich dni,robiła je Mama. W najbliższą niedzielę minie 5 tygodni jej pobytu. Jest coraz bardziej śmiała i wesoła ale za nami póki co nie przepada ;) Wieczorem wróciliśmy do domku i Momo rzucił się na jedzonko,kuwetę i nowe zabawki bo w gościach był za bardzo póki co zestresowany. I tak kończy się dzisiejsza majówka.
Cudna relacja. Pośmiałam się serdecznie. Dziękuję :))
OdpowiedzUsuńAleż proszę,zwykle rozśmieszam towarzystwo ;) gdyby nie ta ptasia kupa to dzień był całkiem udany ale dobrze że ominęła włosy ;) chociaż podobno to na szczęście.
OdpowiedzUsuń